Please ensure Javascript is enabled for purposes of website accessibility
O systemie
Artykuł

Nie ma dzieci – są obywatele

Alicja Pacewicz

Uczmy się od Korczaka. I nie chodzi tu o egzamin z heroizmu (obyśmy nie musieli go nigdy zdawać), ale o głęboki, mądry przekaz edukacyjny, który ma kształtować – nie tylko w dziecku, lecz także w nauczycielach i rodzicach – postawę godności i szacunku do innych, prawo do bycia sobą, samodzielność, chęć dzielenia się i współpracy, troskę o wspólne dobro.

Z przekazu tego wychowawcy wizjonera wybieram kilka zasad, które dla dobrej edukacji, a zwłaszcza edukacji obywatelskiej, wydają mi się kluczowe dla współczesnej polskiej szkoły.

Najbardziej niezwykłe jest to, że choć Doktor sformułował je 100 lat temu, są one zgodne z najnowszymi ujęciami procesu uczenia się, nauczania i wychowania. Wystarczy rzucić okiem na śródtytuły tego tekstu, które – wszystkie! – są cytatami z Korczaka.

Wychowanie dziecka to nie miła zabawa

Inspiracje są nam tym bardziej potrzebne, że mamy poważny problem z edukacją obywatelską. Można się pocieszać, że podobne trudności przeżywają inne kraje albo powtarzać sobie, że w czasach PRL-u w szkołach była propaganda, a i tak jakoś udało się obalić komunizm…

To jednak słaby argument, bo skutki deficytu obywatelskich i społecznych kompetencji odczuwamy boleśnie w domach, szkołach, gminach w całym kraju. Niska frekwencja w wyborach, niski stopień uczestnictwa w stowarzyszeniach i wolontariacie, niewielka gotowość do angażowania się w sprawy publiczne, nieznajomość prawa i łatwość jego obchodzenia, brak poczucia wpływu na decyzje władz różnych szczebli, niskie zaufanie do instytucji publicznych, niechęć do polityki i polityków.

Widzimy też dziś wyraźniej niż kiedyś, jak łatwo wyzwolić nienawiść wobec „innych”, obudzić uśpiony przez lata antysemityzm i rasizm, zburzyć zaufanie do autorytetów wzbudzić zawiść wobec tych, którym lepiej się powiodło. Wystarczy nieprzemyślana (lub celowa) wypowiedź polityka, opatrzony nośnym zdjęciem stronniczy tekst albo pogardliwy mem. Wystarczy wielokrotnie powtarzać nieprawdę, by część odbiorców w nią uwierzyła. Wystarczy trochę nastraszyć, żeby wszyscy zaczęli się bać i zamknęli w swoich domach i sprawach.

Widać coraz wyraźniej, że zachowaniami w sferze publicznej rządzą nie tylko racjonalne przekonania, lecz także emocje, odruchy, urazy. Poczucie krzywdy, poniżenia, lęk przed obcym czy chęć zemsty potrafią mobilizować silniej niż polityczne programy. Łatwiej uruchomić emocje negatywne niż pozytywne, łatwiej zwyciężyć w wyborach, grając na lęku i obiecując, że się nikogo „obcego” nie wpuści, niż np. obiecując edukację wyrównującą szansę czy lepszą służbę zdrowia.

Bez powszechnej i pogłębionej edukacji obywatelskiej trudno będzie przeciwstawiać się populistycznym przekazom i budować porozumienie w podzielonych społeczeństwach.

Nie urabiać i przerabiać, lecz zrozumieć i porozumieć się

Coraz powszechniejsza jest świadomość, że edukacja dla demokracji to nie zwykłe przekazywanie informacji czy ćwiczenie umiejętności, że bez wartości – nie tylko deklarowanych, lecz także przeżywanych – nie da się zbudować nic naprawdę trwałego. Nie wystarczy mówić o prawach człowieka i prawach dziecka, o demokracji, sprawiedliwości i równości. Edukacja obywatelska może stać się nośnikiem wartości, jeśli pozwoli je przeżyć, np. w czasie działania na rzecz starych ludzi, uczniowskiej akcji w obronie prześladowanej koleżanki czy protestu przeciw nacjonalistycznym hasłom na Twitterze. Inaczej niż np. w edukacji historycznej czy przyrodniczej, bo nie da się po prostu przeczytać, co to jest demokracja, równość czy solidarność.

Tego trzeba doświadczyć. Tego warto doświadczyć w szkole.

Szkoła z gruntu inna

Edukacja obywatelska wymaga uwagi, wysiłku i czasu. Jednak czasu jest coraz mniej. Bo dużo jest przedmiotów, mnóstwo wymagań w podstawie programowej, jeszcze więcej sprawdzianów i egzaminów. Prawie zawsze kompetencje obywatelskie i społeczne są traktowane jako te mniej ważne niż matematyka, biologia czy geografia. Powodów jest wiele: przeszkody w zmianie XIX-wiecznego modelu szkoły, lęk dorosłych przed udzielaniem głosu uczniom, brak odpowiednich kompetencji nauczycieli, dyrektorów i samych rodziców…

A tymczasem z badań wynika, że obywatelskie postawy młodych kształtuje głównie codzienne doświadczenie, na lekcjach, przerwach i wycieczkach: sposób traktowania uczniów, komunikowania się, relacje między uczniami i nauczycielami, klimat klasy i szkoły. No i domu oczywiście.

Nie można się zatem poddawać, bo los Polski i świata zależy od tego, jakimi na co dzień okazujemy się obywatelami, jak udaje nam się chronić przed obojętnością, chciwością czy manipulacją. „Szkoła (…) najgłośniej wołać winna o prawa człowieka, piętnować najśmielej i najbezwzględniej to, co jest w niej zabagnionego. A uczynić to może tylko szkoła nie reperowana, sztukowana i odświeżana, a szkoła z gruntu inna”.

Szczęście samodzielności, opanowania, władania…

Korczakowska triada – samodzielność, opanowanie i władanie – to kwintesencja nowoczesnej edukacji obywatelskiej. Młody człowiek, by stawać się obywatelem, potrzebuje samodzielności, nie może działać na rozkaz czy ze strachu. Nauczyciele i rodzice muszą stwarzać sytuacje, w których może dokonywać wyborów, decydować, w co jest gotów się zaangażować. Takich możliwości powinno być dużo: autentyczne wybory do samorządu klasowego, wybór tematu projektu czy sposobu uczenia się. Jedni będą woleli zająć się bezdomnymi zwierzętami, inni walką ze smogiem, a jeszcze inni – organizacją szkolnego festiwalu.

Ważne jest też opanowanie, wewnętrzna dyscyplina i samokontrola w sytuacjach społecznych. To ona umożliwia konstruktywne działanie, porozumienie się z innymi, pozwala przezwyciężyć własne słabości i niszczące emocje, wstyd, złość czy chęć zemsty, pokonać uprzedzenia wobec „innych” i lęk przed nieznanym. Opanowanie daje odwagę i tworzy szansę na „władanie”. Pomaga reagować w sposób mniej sztywny, np. gdy okazuje się, że opracowany wcześniej plan wspólnego działania trzeba zmienić.

Władanie, o którym pisze Korczak, jest bliskie kluczowemu dla kompetencji obywatelskich pojęciu empowerment. Chodzi tu o zdolność do kształtowania tego, co się dzieje wokół nas, w szkole, na osiedlu czy w mieście. Edukacja obywatelska ma największy sens właśnie wtedy, gdy zwiększa pole „władania” obywateli, także tych całkiem młodych. Gdy uświadamia im, na co mogą mieć wpływ – i w jaki sposób to osiągnąć. Jak zorganizować w szkole przestrzeń do relaksu na przerwach, w bibliotece do cichej pracy albo gry w szachy, jak doprowadzić do naprawy gminnego boiska?

To wszystko daje poczucie zadowolenia, a nawet, używając określenia Hannah Arendt, „szczęścia publicznego”. „Planować, postanowić, zmordować się, wykonać, śmiać się z nieudanych prób i pokonanych trudności” . Korczak wiedział, że życie człowieka, małego i dużego, jest bogatsze, gdy angażuje się także w sprawy wspólne, a nie tylko własne – że nie ma osobistego szczęścia bez szczęścia publicznego.

Prawo do bycia sobą, do błędów, do szczęścia…

Radykalną wskazówkę dla edukacji dają często pojawiające się w pismach Korczaka myśli: „dziecko ma prawo być sobą”, „ma prawo do popełniania błędów”, „ma prawo do posiadania własnego zdania”, „ma prawo do szacunku”, „nie ma dzieci – są ludzie”.

To pochwała autonomii dziecka, prawa do szukania i mylenia się, do sprawdzania, co działa, a co nie. Na tym polega zdobywanie kompetencji obywatelskich – na popełnianiu błędów i ich naprawianiu. Każdy musi przecież kiedyś przeżyć sytuację klasowej kłótni – ważne, żeby zrozumieć, co się wydarzyło, i potrafić to naprawić. Przeprosić, wycofać się ze zbyt ostrych słów, porozmawiać jeszcze raz, inaczej. Wiele dzieci, a nawet dorosłych nie wie, jak zareagować na sytuację wykluczania kogoś ze wspólnoty, czasem brakuje nam odwagi, innym razem refleksu. Ważne, by rozumieć, co się wydarzyło, i następnym razem nie być znowu bezradnym świadkiem poniżania klasowego kozła ofiarnego, tylko stanąć w jego obronie.

Dzieci, żeby mogły nauczyć się społecznych i obywatelskich zachowań, muszą popełniać błędy, czasem trochę narozrabiać… Dorośli nie są od tego, żeby karać, ale przede wszystkim od tego, żeby pomóc zobaczyć, jakie mogą być skutki lenistwa czy lekkomyślności, pomóc się wycofać, następnym razem postąpić inaczej. Gdybyśmy dzisiaj my, dorośli obywatele RP, umieli wycofywać się z błędów, przepraszać i wybaczać, to nasze życie publiczne byłoby dużo zdrowsze. „Pozwól dzieciom błądzić i szukać ” – zalecał Korczak.

Nie uczyć martwych liter z martwej bibuły

„Nie takie ważne, żeby człowiek dużo wiedział, ale żeby dobrze wiedział, nie żeby umiał na pamięć, a żeby rozumiał, nie żeby go wszystko troszkę obchodziło, a żeby go coś naprawdę bardzo zajmowało” .

Eksperci od edukacji obywatelskiej i politycznej na całym świecie od lat powtarzają, że trzeba się zajmować rzeczami bliskimi uczniom, autentycznymi wyzwaniami, jakie przed nimi stoją, a nie teorią i definicjami. Nie chodzi o to, by dezawuować wiedzę o zasadach demokracji, ustroju państwa czy sądach. Chodzi o to, by te pojęcia mocno zakorzenić w życiu, czyli odnieść do prawdziwych problemów młodych ludzi i społeczności, których są oni częścią. Nie ma sensu uczyć „na sucho” o różnicy między demokracją większościową a konstytucyjną, ale jest sens pokazać, jak wygląda państwo, w którym większość może łamać prawa człowieka i konstytucję. Nie ma sensu wykuwać na pamięć wszystkich kompetencji samorządu gminnego, ale warto wiedzieć, kto decyduje o tym, jak wygląda miejski park czy chodnik. Warto umieć napisać protest w sprawie likwidacji biblioteki.

Czym zatem warto zajmować się na lekcjach? Trzeba wyjść poza „martwą bibułę”, by – korzystając również z kompetencji językowych, przyrodniczych, informatycznych i wszelkich innych – szukać rozwiązań prawdziwych problemów. Takich, które dotyczą naszej szkoły (np. prześladowania słabszych) i miejscowości (np. dopalaczy), a także całego kraju (np. smogu lub starzenia się społeczeństwa), Europy (np. integracji uchodźców), a nawet świata (globalnych nierówności czy zmian klimatycznych).

Żyjemy w czasach, gdy nie da się zbudować raju na samotnej wyspie, bo nasz los jest powiązany z losem ludzi na całym świecie. Ich ubóstwo, brak wody, konflikty wojenne, które toczą się na innym kontynencie, wpływają także na nasze życie i coraz mocniej będą nas dotyczyć i dotykać. Podobnie jak ocieplenie klimatu i degradacja środowiska naturalnego.

Nic wam nie dajemy

W edukacji, a w edukacji obywatelskiej w szczególności, od lat żegnamy się z modelem „transmisyjnym”, wedle którego ktoś, kto wie, jak jest i jak być powinno, przekazuje swoją wiedzę prosto do uczniowskich głów. Wiadomo już, także z badań, że ludzie uczą się sami, według własnych potrzeb, możliwości i chęci. Że ważniejsza niż akademicka wiedza jest motywacja ucznia i gotowość oraz umiejętność przetwarzania informacji – odnoszenia nowych wiadomości do wcześniejszych doświadczeń, budowania i ciągłego rekonstruowania obrazu świata i struktur pojęciowych, które go opisują.

W edukacji obywatelskiej kluczowe znaczenie ma społeczny kontekst – to, że uczymy się o podejmowaniu decyzji, współpracy i rządzeniu nie w samotności, ale wspólnie z innymi, spierając się i wspierając. Że możemy na bieżąco sprawdzać, jak działają różne sposoby podejmowania decyzji w grupie, jakie wady i zalety ma głosowanie, decyzja lidera, a jakie dochodzenie do konsensusu.

Kształcenie obywateli to nie przygotowanie do egzaminów z wiedzy o społeczeństwie, to organizowanie środowiska uczenia się, które zachęca do rozmowy i wspólnego działania. Taki sens mają klasowe debaty, a przede wszystkim projekty zespołowe, zwłaszcza gdy nie chodzi tylko o zdobycie nowych informacji, np. o rzece, która płynie przez naszą miejscowość, lecz także o zebranie rozrzuconych nad nią śmieci i rozstawienie koszy, oznaczenie miejsc, gdzie można zrobić piknik lub gdzie rosną chronione rośliny.

Minęło właśnie 99 lat od chwili, gdy Korczak pisał do wychowanków opuszczających Dom Sierot: „Nic wam nie dajemy”. I jeszcze mocniej: „Nie dajemy Boga, bo Go sami odszukać musicie we własnej duszy, w samotnym wysiłku. Nie dajemy Ojczyzny, bo ją odnaleźć musicie własną pracą serca i myśli. Nie dajemy miłości człowieka, bo nie ma miłości bez przebaczenia, a przebaczać – to mozół, to trud, który każdy sam musi podjąć” . To uznanie ograniczonej mocy wychowania patriotycznego i religijnego w jego „podającej” wersji.

Samorząd – to właśnie praca, żeby jednakowo dobrze działo się wszystkim…

„(…) którzy razem pracują, uczą się i pół dnia razem spędzają (…)” . Samorząd w polskich szkołach to nadal niewykorzystana szansa edukacji obywatelskiej. W wielu miejscach jest to fikcja, w którą nikt naprawdę nie wierzy. Uczniowie wybierają opiekuna wskazanego przez dyrekcję, organizują wybory do władz samorządowych, które potem realizują „zadania zlecone” lub organizują dyskoteki. Nawet tam, gdzie mają więcej do powiedzenia, ważne obszary życia szkoły nadal pozostają poza ich zasięgiem.

Dlaczego oddanie głosu uczniom ciągle wydaje nam się tak ryzykowne? Dlaczego uczniowie o to nie zabiegają?
W Domu Sierot, prowadzonym przez Janusza Korczaka i Stefanię Wilczyńską, „gospodarzem, pracownikiem i kierownikiem stało się dziecko” . Funkcjonowała rada samorządowa, tworzona przez 10 wychowanków i wychowawcę, sejm, który rozstrzygał najważniejsze sprawy, a sąd koleżeński stał na straży uchwalonych praw, rozstrzygał spory między dziećmi i konflikty z nauczycielami. Funkcjonowały „tablica ogłoszeń”, na której wywieszano plan dnia, listy dyżurów i wyroki sądu, i „skrzynka na listy”. Co wieczór odczytywano „listy podziękowań i przeprosin”, organizowano głosowania i plebiscyty, a za koleżeńską pomoc i ochotniczą pracę można było otrzymać specjalną nagrodę – „pocztówkę pamiątkową” z podpisem Doktora i pieczęcią Domu.

W Domu obowiązywała samoobsługa, każdy miał dyżury i sprawy, za które odpowiadał. Bo w samorządności nie chodzi tylko o wybory i wspólne decydowanie. Aby dobrze funkcjonowała, potrzebna jest codzienna praca. I może także dlatego w naszych szkołach ta samorządność nie bardzo wychodzi – gdy każdy uważa, że liczy się tylko indywidualny sukces, trudno znaleźć chętnych do wspólnej pracy. Samorząd wydaje się czystą stratą czasu, nie pasuje do naszej neoliberalnej wizji sukcesu jednostki.

Wszyscy wiemy, jak trudna jest samorządność – ile czasu zabierają zebrania wspólnoty mieszkaniowej czy konsultacje w sprawie placu zabaw dla dzieci. Ale warto pamiętać, że właśnie lokalne samorządy są jedną z rzeczy, które najlepiej się udały w Polsce po 1989 roku.
Ciekawe, co by się stało, gdyby Korczakowski model samorządności – po niewielkich modyfikacjach – wprowadzić dziś do wszystkich polskich szkół? Byłoby na początku więcej pracy i zamieszania, ale z czasem wszyscy byśmy na tym zyskali – młodzi ludzie, nauczyciele, rodzice i… polskie życie publiczne. Może to zrobimy, teraz lub w przyszłości?

Nam potrzeba mądrych ministrów

Nie znaczy to wcale, że nie warto dużo wiedzieć o różnych sposobach rządzenia, rodzajach władzy i ustrojów, o polityce i życiu społecznym, o gospodarce, budżecie państwa i gminy. Przeciwnie – taka wiedza pomaga zrozumieć, jak trudnych wyborów muszą stale dokonywać ci, którzy sprawują władzę, i ci, którzy ich wybierają i kontrolują. Pozwala uniknąć naiwności króla Maciusia Pierwszego, chroni przed błędnymi decyzjami, uodparnia na populistyczne obietnice zemsty na złych elitach i dobrobytu dla każdego.

Z wielu badań wynika, że młodzi ludzie, którzy więcej wiedzą o życiu publicznym i bardziej się nim interesują, są gotowi działać na rzecz równości, chętniej angażują się w działania obywatelskie i deklarują udział w wyborach, gdy będą dorośli.

Są też rzeczy niepokojące, np. nastolatki nie używają mediów elektronicznych, by śledzić życie publiczne, bo są one dla nich wyłącznie formą życia towarzyskiego i rozrywki. Z raportu Rzecznika Praw Obywatelskich widać, że nieprzygotowani do korzystania z nowych mediów padają ofiarą sieciowych celebrytów, w tym wideoblogerów oferujących zbanalizowaną i kipiącą od uprzedzeń i agresji wizję życia publicznego. Zniechęca to do angażowania się, obniża zaufanie do instytucji i autorytetów, wyśmiewa wartości.

Inny problem – widać go w wielu krajach – to niechęć do angażowania się w tradycyjne formy życia publicznego, startowania w wyborach, działania w partiach politycznych, nawet udział młodych w protestach jest często niższy niż wśród starszych. Młodzi wolą działania doraźne, mniej zobowiązujące, mniej polityczne. Wolą działać jako „wolne elektrony”, niż budować trwałe struktury. Z jednej strony to zrozumiałe, przynajmniej jeśli spojrzeć na sztywność i hierarchiczność wielu instytucji, z drugiej jednak trudno w demokracji wyobrazić sobie skuteczne działanie poza obowiązującymi „urządzeniami” władzy samorządowej i państwowej.

Czy to lęk przed odpowiedzialnością, racjonalna ocena możliwości wpływu na te struktury, czy może oczekiwanie, że demokracja się sama zreformuje? Czy edukacja może pomóc zmienić takie nastawienie? Bo przecież, jak pisał Korczak: „Nam potrzeba mądrych ministrów”. I czy nam się to podoba, czy nie „reformy okupuje się ciężką pracą, łzami, krwią” . Maciuś Pierwszy też wcale nie marzył o tym, by zostać królem.

Warszawa jest moja i ja jestem jej

„Mała ojczyzna” – bez tego pojęcia trudno wyobrazić sobie nowoczesną edukację obywatelską i patriotyczną. Miejsca, gdzie się rodzimy, wychowujemy, bawimy na podwórku, chodzimy do szkoły i zakochujemy, mają szczególną moc. To siła naszych przeżyć, zapachów i kolorów, które zostają w nas, nawet jeśli na co dzień o tym nie myślimy. Siła więzi, które łączą nas z ludźmi z kamienicy, osiedla, ze szkoły, z boiska i kościoła. Dla wielu ludzi taka lokalna ojczyzna ma większe znaczenie niż ta wielka, zbyt abstrakcyjna. Mądra edukacja odwołuje się do niej wyraźnie – zachęca do badania jej dziejów, zbierania opowieści starszych mieszkańców, szukania zapomnianych śladów, fotografowania zabytków albo dziwnych przedmiotów ze strychów i z piwnic, poznawania problemów czy projektowania przyszłości.

Poruszający cytat z pamiętnika, jaki Korczak pisał w getcie w sierpniu 1942 roku: „Obca mi Wisła spod Krakowa, nie znam i nie pragnąłbym poznać Gniezna. Ale kocham Wisłę warszawską i oderwany od Warszawy odczuwam żrącą tęsknotę. Warszawa jest moja i ja jestem jej. Powiem więcej: jestem nią. Razem z nią cieszyłem się i smuciłem, jej pogoda była moją pogodą, jej deszcz i błoto moim też. Z nią razem wzrastałem” . Warto rozmawiać z uczniami o Korczaku, jego Wiśle i pamiętniku z getta. Jeśli się uda, to może być lekcja patriotyzmu, tego i od małej, i od dużej ojczyzny…

Jak ja dużo jestem

Dobra edukacja pomaga młodemu człowiekowi znaleźć miejsce w świecie, odkrywać, czym chce się zajmować, kim jest i kim chce być. Jeśli uważamy, że edukacja obywatelska ma pomóc formować tożsamość dziecka, nie skupiajmy się na jakiejś jednej jej wybranej warstwie, bo przecież każdy z nas ma wiele różnych tożsamości i wiele różnych życiowych „projektów”. Taka wieloraka tożsamość ułatwia rozmowę i porozumienie, bo w kontakcie z „obcymi” nie skupiamy się na tym, że są przedstawicielami innego narodu czy religii, bo wiemy, że są „wielowymiarowi”, pochodzą z jakiejś rodziny, miasta, są fanami drużyny piłkarskiej i jakiejś muzyki. W wielu sprawach są zupełnie różni, ale w innych – mamy z sobą coś wspólnego. Nasz obraz własny i obraz innych ludzi się trochę komplikuje, ale jest prawdziwszy. Wtedy łatwiej być ciekawym, przezwyciężyć wrogość, łatwiej współczuć i pomóc.

Nauczyciele powinni szukać mądrej równowagi między budowaniem poczucia przynależności do szkoły, miasta i narodu, a uświadamianiem, że tożsamość jest złożona i pojemna: można być równocześnie krakowianinem, Żydem, Polakiem i Europejczykiem. Jedno drugiego nie wyklucza, może nawet wzmacnia. Jak mówił Doktor: „Wiesz, Helciu, ty jesteś niespokojnym człowiekiem. Ona: Ja jestem człowiekiem? No tak. Przecież nie pieskiem. Zamyśliła się. Po długiej pauzie zdziwiona: Jestem człowiekiem. Jestem Helcia. Jestem dziewczynka. Jestem Polka. Jestem córeczka mamusi, jestem warszawianka… Jak ja dużo jestem”.

Szukaj własnej drogi

Nauczycielko, Nauczycielu – szukaj własnej drogi. Nawet jeśli nie uczysz wiedzy o społeczeństwie, jesteś nauczycielem edukacji obywatelskiej. „Poznaj siebie, zanim zechcesz dzieci poznać. Zdaj sobie sprawę z tego, do czego sam jesteś zdolny, zanim dzieciom poczniesz wykreślać zakres praw i obowiązków. Ze wszystkich sam jesteś dzieckiem, które musisz poznać, wychować i wykształcić przede wszystkim” . I jeszcze to: „Zreformować świat to znaczy zreformować wychowanie”.

W czasach kryzysu liberalnej demokracji w jej XX-wiecznym wydaniu i niebezpiecznej tęsknoty do autorytarnych rządów, w czasach globalnych konfliktów i nierówności, rosnącej władzy korporacji, natłoku informacji, niekontrolowanej siły nowych mediów nie ma łatwych recept. I nie ma pewności, że polska szkoła z dnia na dzień stanie się „z gruntu inna”. Ale pamiętajmy – w chwili zwątpienia możemy sięgnąć do Korczaka.

…………………………………………………………….

Tekst Alicji Pacewicz, który ukazał się w katalogu wystawy „W Polsce króla Maciusia. 100-lecie odzyskania niepodległości” organizowanej przez Muzeum POLIN. Publikacja zawiera teksty źródłowe, eseje na tematy poruszane na wystawie (wyzwania odbudowy II RP, myśl i praktyka Janusza Korczaka, współczesna edukacja obywatelska) i karty pracy dla dzieci.

Alicja Pacewicz

ekspertka edukacyjna i współzałożycielka Centrum Edukacji Obywatelskiej. W latach 1994-2018 członkini zarządu i wiceprezeska Fundacji. Więcej 

Podobne wpisy, które mogą Cię
zainteresować

Czynne prawo wyborcze od 16. roku życia. Za i przeciw

Czytaj więcej

Jakiej podstawy programowej dziś potrzebujemy?

Alicja Pacewicz
Czytaj więcej
Sala szkolna. Nauczycielka pokazuje uczennicom, jak rozwiązać zadanie.

Jak mądrze współpracować z organizacją społeczną?

Sylwia Żmijewska-Kwiręg
Czytaj więcej

 

Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych w celach marketingowych rozumianych jako otrzymywanie newslettera oraz informacji o produktach i usługach edukacyjnych oferowanych przez CEO, poprzez przesyłanie informacji za pomocą poczty elektronicznej, na podany adres e-mail [zg. z ustawą o świadczeniu usług drogą elektroniczną z dnia 18 lipca 2002 r. (Dz. U z 2013 r., poz. 1422 ze zm.)]. Nasza polityka prywatności